a fargi były pnie. Gdy się jednak wyprostował, usłyszał ostry trzask i w korę obok twarzy

a fargi były pnie. Gdy się jednak wyprostował, usłyszał ostry trzask i w korę obok twarzy uderzyła strzałka. OdwrĂłcił się i trzymaną w lewej ręce włócznię zatopił w fargi, ktĂłra zaszła go od tyłu. Wyrwał broń i popędził głębiej w las. Zaczął się kolejny etap odwrotu. Wydawane szeptem polecenia poderwały mastodonty do ucieczki, łowcy skupili się za nimi, strzegąc tyłów. W lesie rozległy się teraz inne, nie przypominające języka Tanu komendy i Kerrick zatrzymał się z dłonią przy uchu. Słuchał uwaĹźnie, potem odwrĂłcił się i pobiegł między drzewa szukać Herilaka. - Wycofują się - powiedział mu. - Nie widząc ich, nie wiem na pewno, co mĂłwią, lecz mogę się domyśleć. - Uciekają pobite? - Nie - Kerrick spojrzał na ciemniejące nad drzewami niebo. - WkrĂłtce zapadnie noc. Przegrupowują się na otwartej przestrzeni. Zaatakują akurat rano. - Będziemy wtedy daleko. Odskoczymy od nich i dołączymy do sammadĂłw. - Musimy wpierw dodatkowo coś zrobić. Trzeba przeszukać las, znaleźć jak najwięcej śmiercio-kijĂłw. Potem będziemy mogli odejść. - posiadasz rację. Śmiercio-kije i strzałki. za bardzo dużo ich zuĹźyliśmy. Noc zapadła, gdy pozbierali broń i wracali z nią do sammadĂłw. Kerrick szedł na końcu. Stawał i oglądał się do tyłu, aĹź zawołał go Herilak. Skinął wtedy na wielkiego łowcę, by podszedł. Wskazał za siebie ręką. - Niech inni wracają z bronią. My dwaj zbliĹźymy się do obozu murgu. Nie lubią ciemności. MoĹźe zdołamy coś im zrobić. - Zaatakować w nocy? - Właśnie to musimy sprawdzić. Szli powoli, z przygotowaną bronią, lecz na wzgĂłrzach nie było nieprzyjaciela. Nie odeszły jednak daleko. widzieli wyraĹşnie obĂłz na połoĹźonych dalej trawiastych stokach. ogromne zbiorowisko skupionych razem ciemnych ciał, milczących i nieruchomych. Obaj łowcy nie zaniedbali Ĺźadnych środkĂłw ostroĹźności. Podchodzili schyleni nisko w trawie, potem czołgali się cicho z bronią gotową do strzału. Gdy znaleĹşli się o długi lot strzały od obozowiska Yilanè, Herilak powstrzymał Kerricka lekkim dotknięciem w ramię. - To nadto łatwe - szepnął mu do ucha. - Czy nie mają Ĺźadnych straĹźnikĂłw? - Nie wiem. Na ogół wszystkie śpią w nocy. Musimy się przekonać. Podczołgali się dodatkowo kilka krokĂłw, gdy palce Kerricka dotknęły czegoś zimnego; kija, moĹźe pnącza, ukrytego w trawie. Ruszyło się to leniwie między jego palcami. - W tył! - zawołał do Herilaka, gdy w mroku przed nimi coś zabłysło. Przymglone światło wkrĂłtce się rozjarzyło; widzieli teraz wszystko wyraĹşnie. czy też byli rĂłwnieĹź widziani. Rozległ się trzask broni, niosące śmierć strzałki zasypały trawę wokół nich. Czołgali się jak tylko mogli błyskawicznie, potem wstali i pobiegli w bezpieczny mrok. Za nimi światła przygasły i zniknęły, powrĂłcił mrok. Yilanè wyciągnęły naukę z rzezi na plaĹźach. Nie moĹźna juĹź było dokonać nocnego ataku. Gdy Kerrick i Herilak dołączyli do sammadĂłw, ładowano na włóki pozbierane strzałki i hèsotsany. Zaczął się kolejny odwrĂłt. W czasie kosztowny Herilak rozmawiał z sammadarami. Z bitwy w lesie nie wrĂłcili czterej łowcy. Kolumna szła powoli, o dużo za wolno, by umknąć przed atakiem, ktĂłry miał nastąpić rano. Wszyscy byli zmęczeni po dwĂłch nocach marszu z odrobiną snu. Mastodonty protestowały rykiem, gdy je poganiano. Lecz mimo wszystko sammady parły naprzĂłd, bo nie 188 miały innego wyboru. Jeśli staną, zginą. Teren był nierĂłwny, skalisty, prowadził przewaĹźnie pod gĂłrę. Szli coraz wolniej i